piątek, 5 października 2012

19. Jak pies z kotem.

15 lutego 2010

Witam serdecznie, Kochane Elfiątka! xD

Nareszcie ferie. Świat wolności, fantazji i... matury z polskiego, którą trzeba wreszcie ruszyć xD Dzisiejszy rozdział obfituje w nowe fakty, które będą ważne dla całości historii. Udało mi się wymyślić imię Diabolicznego, którego można ujrzeć jako ostatniego z bohaterów.

Ręce mi się trzęsą xD Dwugodzinne noszenie na rękach rocznej kuzynki robi swoje.

Zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze ;3

Z okazji wczorajszego dnia, życzę Wam wszystkim udanych łowów, pogłębienia swego związku lub radości, że jest się samym xDDD


Subaru
Jaka jedwabiście delikatna skóra! Niebywałe. Jeszcze nigdy nie miałem okazji poznać czegoś takiego. Wcięta linia talii, drobny i okrągły pępek. Gdy wsunąłem w niego palec, Tenshi szarpnął się do tyłu, lecz przytrzymałem go skutecznie. Przesunąłem go wyżej, na klatkę piersiową, zahaczając o wrażliwe punkty, na co chłopak spiął się i mocno przygryzł wargę.
- Co ty robisz? – zapytał, wyrywając mnie z transu poznawania jego ciała, które teraz drżało delikatnie.
No właśnie! Co ja wyrabiam, do cholery!?
Odskoczyłem od niego gwałtownie, boleśnie uświadamiając sobie, że jeszcze chwilę temu miałem chęć na coś więcej. Spuściłem głowę, zszokowany własnymi myślami. Jak na złość, gdy tylko podniosłem wzrok, napotkałem na jego przesłodzone, troskliwe spojrzenie, zaróżowione policzki i perłowe usta. Oj, tak! Mam na niego ochotę!
- Su...baru? – Szeroko otwarte w przestrachu oczy, uskrzydlały moją diaboliczną naturę.
Złapałem go mocno w okolicy nerek, czy też bioder, zastanawiając się, jak one poruszają się podczas stosunku. Wyobraziłem sobie pot spływający po nich prosto na uda. Gdy ścisnąłem go mocniej, zajęczał cicho. Chciałbym usłyszeć jego krzyk i prośby o więcej, o mocniej. Jak najbardziej byłem świnią i zboczeńcem, ale nic na to nie poradzę. W jego oczach ujrzałem swój wyraz twarzy, który odzwierciedlał myśli. Nie chcąc dłużej czekać, wpiłem się mocno w jego usta i bez ogródek rozepchałem językiem wargi, ułatwiając sobie wstęp i wdzierając się do środka. Chłopak wierzgał dziko, ale te protesty jakoś mnie nie obchodziły. Dopiero gdy poczułem słono-metaliczny smak, odsunąłem się od niego.
- Ugryzłeś mnie. – Czegóż mogłem się spodziewać? Na pewno nie pytania, które nastąpiło chwilę potem.
- Jak długo utrzymujesz te swoje czerwone oczy? – łkając i kuląc się, przypominał mi zwierzęta w schronisku.
Lekko zbity z tropu, nie odpowiedziałem od razu. Spodziewałem się krzyków, wyzwisk, uderzenia w twarz, czegokolwiek, a zamiast tego on pyta o takie coś?
- Odkąd skończyła się bitwa. – powiedziałem obojętnie.
- To przestań to robić, bo... – zaszlochał, nie dokończywszy zdania. Nie musiał.
Teraz i ja wiedziałem, o co chodzi. Zrobiłem mu coś wbrew jego woli, a on nie interesuje się swoją osobą tylko dba o mnie. Naiwne szczenię. I to on ma pomóc zbawić świat?
Plecy piekły mnie strasznie i gdy coś przebiło skórę i wydostało się na zewnątrz, straciłem równowagę przez ból oraz ciężar jaki niósł ze sobą dodatkowy balast. Przez to wyrżnąłem jak długi, znajdując się pod Tenshim, który pisnął cicho. Położyłem się na nim plackiem, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej wagi, a jego szczupłej postury. Dodatkowo zszokował mnie fakt, że położył dłonie na mych plecach.
- Co ty robisz?! – Chciałem się podnieść, ale jedynie syknąłem z bólu. Nie wiedząc, co począć, zerknąłem w bok i zamarłem. – Co tu robią te czarne skrzydła?
- To twoje upierzenie. – zaśmiał się delikatnie. – Za długo pozostawałeś pod postacią pół Lucyfera i to jest tego wynik. Nie ruszaj się. – Poczułem przyjemną falę ciepła pomiędzy łopatkami. – Wyleczę ci miejsca wyjściowe skrzydeł. Następnym razem nie będzie tak bolało.
Po co on jest taki miły? Ah, no tak... To w końcu Anioł.
- To znaczy, że ty już tak miałeś? – Zauważyłem.
- Tak. – rzucił tylko i zamilkł, wlepiając wzrok w jakiś punkt.
Na moment zapanowała cisza, która wcale a wcale mi się nie spodobała.
- No, no. Widzę, że przechodzicie do konkretów. To chyba dobrze. – Ten głos rozpoznałbym wszędzie.
Przekręciłem głowę w lewo i dostrzegłem postać w płaszczu.
- Cześć tato. – mruknąłem pod nosem.
***
Camuel opierał się o róg budynku i uśmiechał ironicznie. Poświata zachodzącego słońca odbijała się od jego czerwonych oczu, nadając mu większego majestatu i drapieżności. Mężczyzna dostrzegł cień prośby w pozornie spokojnej twarzyczce blondyna i westchnął.
- Lucyferze, bądź tak dobry i zrób mi przedwczesny Dzień Ojca, schodząc z niego. Wolę rozmowę twarzą w twarz, a nie... – Zniesmaczony, spojrzał na wypiętego syna.
- Mnie tak jest dobrze, a i Tenshi nie narzeka. – Subaru wyszczerzył się do jedenastolatka i podrażnił kolanem jego męskość.
- Nie... – jęknął chłopiec, zakrywając dłonią usta.
W tym samym momencie Misaki poszybował w górę i upadł z hukiem trzy metry dalej.
- To bolało. – warknął na mężczyznę, rozmasowując obolały kark. Skrzydła zaszurały po betonowym podłożu, wywołując grymas na jego twarzy. – Oż kurw... – Zacisnął wargi.
Władca Piekieł zerknął kątem oka na Aoiego.
Blondyn leżał na ziemi, wpatrując się w niego zdziwionym spojrzeniem. Na policzkach lśniły dwa mokre ślady łez, a potargane włosy nadawały mu nędzniejszego wyglądu. Wstał powoli i niepewnie ukrył się za postacią Szatana.
Gdy mężczyzna powtórnie spojrzał na syna, ten wiedział już, że przesadził. Przerażał go ten wzrok. Widział go tylko raz, a było to wiele tysięcy lat temu, gdy buntując się, zerwał kontrakt Piekło-Niebo. Wtedy to zginęło wiele istnień, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Usuwając Lucyfera, Wszechmogący nie spodziewał się, że upadły Anioł może mieć tylu zwolenników, którzy będą go chcieli pomścić. Ileż to wtedy on, Camuel, musiał poczynić starań, żeby wróciło jako takie zaufanie! Nikt przecież nie chciał rzezi, nawet Władca Piekieł. Teraz Subaru po raz drugi czuł na sobie ten straszny wzrok.
- Znowu chcesz się narazić? – Tenshi odsunął się od mężczyzny, słysząc warczenie. Ten z kolei pojął w lot, co się stało i odwracając się, zmierzwił mu włosy. – Nie chciałem cię wystraszyć. – Zauważył jak chłopiec przymyka oczy i przywołuje na twarz minę zadowolonego kociaka. – Uroczy! – Nie przestając głaskać, postawił go przed sobą.
Subaru wyglądał jakby miał zwrócić śniadanie.
- Czuję się, jak po zjedzeniu tony czekolady. – prychnął, jednak ojciec puścił to mimo uszu. Dopiero gdy chłopiec upadł na kolana, drgnął gwałtownie.
Kilka piórek Misakiego odłączyło się od całości i pofrunęło w kierunku blondyna, oplatając ramię. Władca zauważył, że łokieć jedenastolatka krwawi. Być może stało się to wtedy, gdy jego syn przewrócił się na dzieciaka. Tenshi dotknął niepewnie jednego z czarnych piór, wywołując krzyk kolegi.
- To jego limit. Jak na pierwszy raz, zbyt długo przebywał pod tą formą. Jeżeli nic nie zrobimy, to...
W tym samym momencie blondynek szybko podbiegł do Lu.
- Myśl o czymś miłym. Rozluźnij się, a skrzydła znikną. – mówił kojąco, jednocześnie opatrując poranione plecy.
Subaru oddychał głośno. Między jego włosami pojawił się dziwny kształt, lecz on nie poczuł tego, starając się zastosować do poleceń. Teraz nie miał sił, żeby się sprzeciwiać. Zaczął wertować wspomnienia. Przypomniał sobie Wigilię i prezent jaki dostał. Dlaczego padło akurat na to wydarzenie? Wolał tego nie roztrząsać. Ważne, że skutkowało. Po chwili po upierzeniu nie było śladu, za to Tenshi zauważył coś innego.
- Jakie śliczne! – Ekscytował się i skakał wokół Lucyfera, klaszcząc w dłonie.
Misaki miał mało inteligentny wyraz twarzy. Dopiero chichot ojca zmusił go do poważnego zastanowienia się nad zachowaniem blondyna. Ten z kolei poprosił go o pochylenie się i dostając to, co chciał, sięgnął ręką na jego głowę. Chwycił za coś i zaczął to gładzić opuszkami palców. Subaru zaskomlał z doznawanej rozkoszy i przymrużył oczy. Nie zdawał sobie sprawy, co teraz robi. Jednak gdy Aoi zaprzestał czynności, zawiedziony, podniósł powieki i... Pożałował. Przełknął głośno ślinę, mając bezpośredni widok na usta jedenastolatka. Błyskawicznie odsunął się do tyłu, co nie umknęło uwadze ojca. Mężczyzna doszedł do wniosku, że jeżeli Lucyfer jest pod władaniem pół mocy, czyli czerwonych oczu, to wtedy jest bardziej perwersyjny i gotowy na drastyczne środki, byleby zniszczyć to, co czyste i niewinne. Z drugiej strony, kiedy ma czarne tęczówki, jak teraz, robi się nieśmiały i spokojniejszy. Oj tak, różowe policzki dodawały mu uroku diablątka ukrytego pod płaszczykiem owieczki.
Subaru natychmiast dotknął się w miejscu, gdzie wcześniej spoczywały łapki blondyna i napotkał na...
- Uszy? – jęknął zdezorientowany.
- Niooo. – Chłopiec przeciągnął wyraz, ukazując światu iskrzące z radości oczy. – Psie uszka... I nie tylko one.
Syn Piekieł otworzył szeroko usta. On taki zadowolony nie był. Coś czuł, że wie, o co chodziło Michaelowi. Niepewnie sięgnął za siebie, natrafiając na puszysty ogon.
- Co? – zakwilił rozpaczliwie.
- Nareszcie wyglądasz tak, że się ciebie nie boję. – Gdyby Tenshi mógł, pewnie zacząłby przeczesywać lśniące futro kolegi.
- To niszczy moją reputację! – Misaki fuknął, mocno obrażony i skrzyżował ręce na piersi.
Natomiast Szatan śmiał się w najlepsze. Kiedy był w stanie coś z siebie wykrztusić, podzielił się swymi przemyśleniami na temat Subaru i koloru jego oczu.
- Dobrze widzieć. – Na nic zdał się rozbrajający uśmiech, gdy w głosie słychać było smutek i lekką bojaźń, którą wychwycił Lu.
Szesnastolatek mruknął coś obraźliwego w swoją stronę. Mimo, że nie specjalnie przepadał za białowłosym, zdawał sobie sprawę, że postąpił źle względem niego. Chociaż... Co z tego? Przecież on nie jest niańką, ani dobrym, ułożonym młodzieńcem. Z drugiej strony nie chciał narażać się ojcu. Jeżeli znowu wywinie jakiś numer, może się to dla niego tragicznie skończyć.
- Auć. – Zamrugał gwałtownie oczyma. Gdy ponownie spojrzał nimi na otaczający go krajobraz, nie były one czarne, lecz znów czerwone.
- To efekt uboczny tych ozdóbek. – Broda Camuela drżała już dosyć wyraźnie.
- O nie! Będzie zboczony. – jęk zawodu był jak najbardziej wskazany. Szczególnie, jeżeli coś miękkiego nagle znalazło się na jego plecach. Przestraszony Michael zamarł na moment, aby po chwili powoli podnieść wzrok. Gdy to uczynił, zdziwił się ogromnie.
- Su...
- To, co teraz powiem, uraża moją godność, więc czuj się zaszczycony. – zamilkł, nie mogąc się z tym pogodzić. – Przepraszam za to, co ci wcześniej zrobiłem. Nie mogę obiecać, że to się więcej nie powtórzy, bo diabelska natura jest zdradliwa, więc, jakbym zrobił coś nieodpowiedniego, to możesz mnie czymś ogłuszyć, albo... – Zatrzymał się, patrząc wyczekująco na blondynka, który bawił się ogonem owiniętym wokół jego talii.
- Nie męcz się już. Przyjmuję przeprosiny. – westchnął.
Camuel chrząknął znacząco.
- Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbeczki, ale nie przybyłem tu z wizytą duszpasterską. – Zerknął na Tenshiego. – Bez urazy.
Gdy Aoi uśmiechnął się delikatnie w stronę Subaru, zauważył, że jego ogon miota się na boki, jak u zadowolonego psiaka.

 
Nie ma to jak seme i semowaty uke xD
Akemi (14:36)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz