15 lutego 2010
Witam serdecznie, Kochane Elfiątka! xD
Nareszcie ferie. Świat wolności, fantazji i... matury z polskiego, którą trzeba wreszcie ruszyć xD Dzisiejszy rozdział obfituje w nowe fakty, które będą ważne dla całości historii. Udało mi się wymyślić imię Diabolicznego, którego można ujrzeć jako ostatniego z bohaterów.
Ręce mi się trzęsą xD Dwugodzinne noszenie na rękach rocznej kuzynki robi swoje.
Zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze ;3
Z okazji wczorajszego dnia, życzę Wam wszystkim udanych łowów, pogłębienia swego związku lub radości, że jest się samym xDDD
Subaru
Jaka
jedwabiście delikatna skóra! Niebywałe. Jeszcze nigdy nie miałem okazji
poznać czegoś takiego. Wcięta linia talii, drobny i okrągły pępek. Gdy
wsunąłem w niego palec, Tenshi szarpnął się do tyłu, lecz przytrzymałem
go skutecznie. Przesunąłem go wyżej, na klatkę piersiową, zahaczając o
wrażliwe punkty, na co chłopak spiął się i mocno przygryzł wargę.
- Co ty robisz? – zapytał, wyrywając mnie z transu poznawania jego ciała, które teraz drżało delikatnie.
No właśnie! Co ja wyrabiam, do cholery!?
Odskoczyłem
od niego gwałtownie, boleśnie uświadamiając sobie, że jeszcze chwilę
temu miałem chęć na coś więcej. Spuściłem głowę, zszokowany własnymi
myślami. Jak na złość, gdy tylko podniosłem wzrok, napotkałem na jego
przesłodzone, troskliwe spojrzenie, zaróżowione policzki i perłowe usta.
Oj, tak! Mam na niego ochotę!
- Su...baru? – Szeroko otwarte w przestrachu oczy, uskrzydlały moją diaboliczną naturę.
Złapałem
go mocno w okolicy nerek, czy też bioder, zastanawiając się, jak one
poruszają się podczas stosunku. Wyobraziłem sobie pot spływający po nich
prosto na uda. Gdy ścisnąłem go mocniej, zajęczał cicho. Chciałbym
usłyszeć jego krzyk i prośby o więcej, o mocniej. Jak najbardziej byłem
świnią i zboczeńcem, ale nic na to nie poradzę. W jego oczach ujrzałem
swój wyraz twarzy, który odzwierciedlał myśli. Nie chcąc dłużej czekać,
wpiłem się mocno w jego usta i bez ogródek rozepchałem językiem wargi,
ułatwiając sobie wstęp i wdzierając się do środka. Chłopak wierzgał
dziko, ale te protesty jakoś mnie nie obchodziły. Dopiero gdy poczułem
słono-metaliczny smak, odsunąłem się od niego.
- Ugryzłeś mnie. – Czegóż mogłem się spodziewać? Na pewno nie pytania, które nastąpiło chwilę potem.
- Jak długo utrzymujesz te swoje czerwone oczy? – łkając i kuląc się, przypominał mi zwierzęta w schronisku.
Lekko
zbity z tropu, nie odpowiedziałem od razu. Spodziewałem się krzyków,
wyzwisk, uderzenia w twarz, czegokolwiek, a zamiast tego on pyta o takie
coś?
- Odkąd skończyła się bitwa. – powiedziałem obojętnie.
- To przestań to robić, bo... – zaszlochał, nie dokończywszy zdania. Nie musiał.
Teraz
i ja wiedziałem, o co chodzi. Zrobiłem mu coś wbrew jego woli, a on nie
interesuje się swoją osobą tylko dba o mnie. Naiwne szczenię. I to on
ma pomóc zbawić świat?
Plecy
piekły mnie strasznie i gdy coś przebiło skórę i wydostało się na
zewnątrz, straciłem równowagę przez ból oraz ciężar jaki niósł ze sobą
dodatkowy balast. Przez to wyrżnąłem jak długi, znajdując się pod
Tenshim, który pisnął cicho. Położyłem się na nim plackiem, doskonale
zdając sobie sprawę ze swojej wagi, a jego szczupłej postury. Dodatkowo
zszokował mnie fakt, że położył dłonie na mych plecach.
-
Co ty robisz?! – Chciałem się podnieść, ale jedynie syknąłem z bólu.
Nie wiedząc, co począć, zerknąłem w bok i zamarłem. – Co tu robią te
czarne skrzydła?
-
To twoje upierzenie. – zaśmiał się delikatnie. – Za długo pozostawałeś
pod postacią pół Lucyfera i to jest tego wynik. Nie ruszaj się. –
Poczułem przyjemną falę ciepła pomiędzy łopatkami. – Wyleczę ci miejsca
wyjściowe skrzydeł. Następnym razem nie będzie tak bolało.
Po co on jest taki miły? Ah, no tak... To w końcu Anioł.
- To znaczy, że ty już tak miałeś? – Zauważyłem.
- Tak. – rzucił tylko i zamilkł, wlepiając wzrok w jakiś punkt.
Na moment zapanowała cisza, która wcale a wcale mi się nie spodobała.
- No, no. Widzę, że przechodzicie do konkretów. To chyba dobrze. – Ten głos rozpoznałbym wszędzie.
Przekręciłem głowę w lewo i dostrzegłem postać w płaszczu.
- Cześć tato. – mruknąłem pod nosem.
***
Camuel
opierał się o róg budynku i uśmiechał ironicznie. Poświata zachodzącego
słońca odbijała się od jego czerwonych oczu, nadając mu większego
majestatu i drapieżności. Mężczyzna dostrzegł cień prośby w pozornie
spokojnej twarzyczce blondyna i westchnął.
-
Lucyferze, bądź tak dobry i zrób mi przedwczesny Dzień Ojca, schodząc z
niego. Wolę rozmowę twarzą w twarz, a nie... – Zniesmaczony, spojrzał
na wypiętego syna.
- Mnie tak jest dobrze, a i Tenshi nie narzeka. – Subaru wyszczerzył się do jedenastolatka i podrażnił kolanem jego męskość.
- Nie... – jęknął chłopiec, zakrywając dłonią usta.
W tym samym momencie Misaki poszybował w górę i upadł z hukiem trzy metry dalej.
-
To bolało. – warknął na mężczyznę, rozmasowując obolały kark. Skrzydła
zaszurały po betonowym podłożu, wywołując grymas na jego twarzy. – Oż
kurw... – Zacisnął wargi.
Władca Piekieł zerknął kątem oka na Aoiego.
Blondyn
leżał na ziemi, wpatrując się w niego zdziwionym spojrzeniem. Na
policzkach lśniły dwa mokre ślady łez, a potargane włosy nadawały mu
nędzniejszego wyglądu. Wstał powoli i niepewnie ukrył się za postacią
Szatana.
Gdy
mężczyzna powtórnie spojrzał na syna, ten wiedział już, że przesadził.
Przerażał go ten wzrok. Widział go tylko raz, a było to wiele tysięcy
lat temu, gdy buntując się, zerwał kontrakt Piekło-Niebo. Wtedy to
zginęło wiele istnień, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.
Usuwając Lucyfera, Wszechmogący nie spodziewał się, że upadły Anioł może
mieć tylu zwolenników, którzy będą go chcieli pomścić. Ileż to wtedy
on, Camuel, musiał poczynić starań, żeby wróciło jako takie zaufanie!
Nikt przecież nie chciał rzezi, nawet Władca Piekieł. Teraz Subaru po
raz drugi czuł na sobie ten straszny wzrok.
-
Znowu chcesz się narazić? – Tenshi odsunął się od mężczyzny, słysząc
warczenie. Ten z kolei pojął w lot, co się stało i odwracając się,
zmierzwił mu włosy. – Nie chciałem cię wystraszyć. – Zauważył jak
chłopiec przymyka oczy i przywołuje na twarz minę zadowolonego kociaka. –
Uroczy! – Nie przestając głaskać, postawił go przed sobą.
Subaru wyglądał jakby miał zwrócić śniadanie.
-
Czuję się, jak po zjedzeniu tony czekolady. – prychnął, jednak ojciec
puścił to mimo uszu. Dopiero gdy chłopiec upadł na kolana, drgnął
gwałtownie.
Kilka
piórek Misakiego odłączyło się od całości i pofrunęło w kierunku
blondyna, oplatając ramię. Władca zauważył, że łokieć jedenastolatka
krwawi. Być może stało się to wtedy, gdy jego syn przewrócił się na
dzieciaka. Tenshi dotknął niepewnie jednego z czarnych piór, wywołując
krzyk kolegi.
- To jego limit. Jak na pierwszy raz, zbyt długo przebywał pod tą formą. Jeżeli nic nie zrobimy, to...
W tym samym momencie blondynek szybko podbiegł do Lu.
- Myśl o czymś miłym. Rozluźnij się, a skrzydła znikną. – mówił kojąco, jednocześnie opatrując poranione plecy.
Subaru
oddychał głośno. Między jego włosami pojawił się dziwny kształt, lecz
on nie poczuł tego, starając się zastosować do poleceń. Teraz nie miał
sił, żeby się sprzeciwiać. Zaczął wertować wspomnienia. Przypomniał
sobie Wigilię i prezent jaki dostał. Dlaczego padło akurat na to
wydarzenie? Wolał tego nie roztrząsać. Ważne, że skutkowało. Po chwili
po upierzeniu nie było śladu, za to Tenshi zauważył coś innego.
- Jakie śliczne! – Ekscytował się i skakał wokół Lucyfera, klaszcząc w dłonie.
Misaki
miał mało inteligentny wyraz twarzy. Dopiero chichot ojca zmusił go do
poważnego zastanowienia się nad zachowaniem blondyna. Ten z kolei
poprosił go o pochylenie się i dostając to, co chciał, sięgnął ręką na
jego głowę. Chwycił za coś i zaczął to gładzić opuszkami palców. Subaru
zaskomlał z doznawanej rozkoszy i przymrużył oczy. Nie zdawał sobie
sprawy, co teraz robi. Jednak gdy Aoi zaprzestał czynności, zawiedziony,
podniósł powieki i... Pożałował. Przełknął głośno ślinę, mając
bezpośredni widok na usta jedenastolatka. Błyskawicznie odsunął się do
tyłu, co nie umknęło uwadze ojca. Mężczyzna doszedł do wniosku, że
jeżeli Lucyfer jest pod władaniem pół mocy, czyli czerwonych oczu, to
wtedy jest bardziej perwersyjny i gotowy na drastyczne środki, byleby
zniszczyć to, co czyste i niewinne. Z drugiej strony, kiedy ma czarne
tęczówki, jak teraz, robi się nieśmiały i spokojniejszy. Oj tak, różowe
policzki dodawały mu uroku diablątka ukrytego pod płaszczykiem owieczki.
Subaru natychmiast dotknął się w miejscu, gdzie wcześniej spoczywały łapki blondyna i napotkał na...
- Uszy? – jęknął zdezorientowany.
- Niooo. – Chłopiec przeciągnął wyraz, ukazując światu iskrzące z radości oczy. – Psie uszka... I nie tylko one.
Syn
Piekieł otworzył szeroko usta. On taki zadowolony nie był. Coś czuł, że
wie, o co chodziło Michaelowi. Niepewnie sięgnął za siebie, natrafiając
na puszysty ogon.
- Co? – zakwilił rozpaczliwie.
- Nareszcie wyglądasz tak, że się ciebie nie boję. – Gdyby Tenshi mógł, pewnie zacząłby przeczesywać lśniące futro kolegi.
- To niszczy moją reputację! – Misaki fuknął, mocno obrażony i skrzyżował ręce na piersi.
Natomiast
Szatan śmiał się w najlepsze. Kiedy był w stanie coś z siebie
wykrztusić, podzielił się swymi przemyśleniami na temat Subaru i koloru
jego oczu.
- Dobrze widzieć. – Na nic zdał się rozbrajający uśmiech, gdy w głosie słychać było smutek i lekką bojaźń, którą wychwycił Lu.
Szesnastolatek
mruknął coś obraźliwego w swoją stronę. Mimo, że nie specjalnie
przepadał za białowłosym, zdawał sobie sprawę, że postąpił źle względem
niego. Chociaż... Co z tego? Przecież on nie jest niańką, ani dobrym,
ułożonym młodzieńcem. Z drugiej strony nie chciał narażać się ojcu.
Jeżeli znowu wywinie jakiś numer, może się to dla niego tragicznie
skończyć.
-
Auć. – Zamrugał gwałtownie oczyma. Gdy ponownie spojrzał nimi na
otaczający go krajobraz, nie były one czarne, lecz znów czerwone.
- To efekt uboczny tych ozdóbek. – Broda Camuela drżała już dosyć wyraźnie.
-
O nie! Będzie zboczony. – jęk zawodu był jak najbardziej wskazany.
Szczególnie, jeżeli coś miękkiego nagle znalazło się na jego plecach.
Przestraszony Michael zamarł na moment, aby po chwili powoli podnieść
wzrok. Gdy to uczynił, zdziwił się ogromnie.
- Su...
-
To, co teraz powiem, uraża moją godność, więc czuj się zaszczycony. –
zamilkł, nie mogąc się z tym pogodzić. – Przepraszam za to, co ci
wcześniej zrobiłem. Nie mogę obiecać, że to się więcej nie powtórzy, bo
diabelska natura jest zdradliwa, więc, jakbym zrobił coś
nieodpowiedniego, to możesz mnie czymś ogłuszyć, albo... – Zatrzymał
się, patrząc wyczekująco na blondynka, który bawił się ogonem owiniętym
wokół jego talii.
- Nie męcz się już. Przyjmuję przeprosiny. – westchnął.
Camuel chrząknął znacząco.
- Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbeczki, ale nie przybyłem tu z wizytą duszpasterską. – Zerknął na Tenshiego. – Bez urazy.
Gdy Aoi uśmiechnął się delikatnie w stronę Subaru, zauważył, że jego ogon miota się na boki, jak u zadowolonego psiaka.
Nie ma to jak seme i semowaty uke xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz