piątek, 5 października 2012

18. Jak pies z kotem.

08 lutego 2010

Oi, Elfiątka xD Witam znów. Dziś notka kończąca żywot Lilith. Wiem, szybko poszło xD Powiem tylko tyle, że za tydzień zaczynam ferie, a poniedziałkowa notka będzie troszkę... urozmaicona xD Bo Subaru nabierze łagodności w wyglądzie xD Ale cii, ja nic nie mówię ;P

Dziś widziałam swój cień (xD) w całej okazałości. Co prawda na chwilę, ale jaki ludzie mieli ubaw! Tak wywinąć orła... majstersztyk XD

Zapraszam na notkę ;)


Z chwilą połączenia się złej krwi z dobrą, czystą, wampiry zaczęły tracić zdolność regeneracji i nieśmiertelności, więc wcześniej odniesione rany, zamieniały je w proch. W szybkim tempie po stronie tych, którzy tak naprawdę zapylali jad do zapędów bitewnych między niebem a ziemią, została tylko Lilith.
- Moje dzieci! – załkała. – Zapłacicie mi za to! – Spojrzała groźnie na swych wrogów.
- Chyba jednak nie. – Władca Piekieł uśmiechnął się po raz pierwszy od czasu swego przybycia. – Jesteś bez nich bezbronna, a one bez ciebie nie mogą żyć. Zastanawiałem się, czemu tak bardzo chciałaś zgładzić Lucyfera. Teraz już to wiem. Tylko Anioły są zdolne do unicestwienia ciebie, lecz nie pośrednie, tylko te, które są lub były prawą ręką Boga. Kto by pomyślał, że nasz mały przyjaciel cię załatwi.
Nie zrozumiała jego słów. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że krwawi. Jej także dosięgły krople krwi Aoiego, a srebrno-złoty miecz z błękitną klingą przeszył jej brzuch.
- NIE! – wrzasnęła. – To niemożliwe. Dlaczego tobie, Szatanie, nic się nie stało? Też jesteś wampirem i jakim cudem tak potężny demon, który przejął kontrolę nad ciałem tego chłopca, poddał się woli Anioła Michaela?
- Jestem pół demonem, na szczęście. Wracając do sprawy Tenshiego. Żaden demon nie wygra z przyjaźnią. – Gdy to mówił, Lilith konała, aż w końcu pozostała po niej jedynie sukienka. – I tak zboczoną groźbą. – Uderzył Lu delikatnie w tył głowy. Następnie wyminął go i podszedł do wykończonego jedenastolatka. – Macie o niego dbać. Teraz postaram się zredukować jego ubytki krwi.
Czerwona mgiełka otoczyła ciało Aoiego, a po chwili dołączyła do niej fioletowa.
Subaru nawet nie starał się patrzyć w stronę ojca, wydymając lekko policzki.
- Szybciej wrócisz do domu. Nie wiadomo, czy ktoś nie próbuje zająć twego tronu. – burknął.
- Tak, na pewno. – Mężczyzna przeciągał każdy wyraz, uśmiechając się ironicznie.
Po kwadransie leczenia, rozkazał Aniołom oraz swoim podopiecznym troszczyć się o tak odważnego chłopca, jakim okazał się Tenshi. Upewniwszy się, że stan dzieciaka jest dobry, zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Misaki wziął Michaela w ramiona i bez słowa ruszył w kierunku hotelu. Pomimo pięciu lat, nie zapomniał drogi. Gdy dotarł na miejsce, skierował się do salonu. Kilka minut później dołączyła do niego reszta domowników. Rozsiedli się wygodnie i zaczęli obserwować, jak Lucyfer okrywa białowłosego kocem.
Granatowe tęczówki, które zmieniały się na jasne tylko podczas walki, wizji lub przewagi Anioła nad dzieckiem, nagle się otworzyły.
- Subaru? – Słaby głosik i grymas na twarzy, gdy jedenastolatek próbował się podnieść, zmusiły bruneta do przerwania czynności.
- Leż, młotku. Musisz odpoczywać. – Wyprostował się, lecz nie odsunął, gdyż jego nadgarstek został uwięziony w delikatnej i przyjemnie ciepłej dłoni.
- Teraz masz szansę zrobić to, po co wróciłeś.
Dwójka diabelskich pomocników przeniosła wystraszone spojrzenie na Lucyfera, który stał do nich bokiem.
- Od jak dawna wiedziałeś?
- Dwóch, może trzech miesięcy. Moja moc zaczęła się zmniejszać rok po twoim odjeździe, a jakieś przeczucia zaczęły mi podpowiadać, co planujesz. W nocy często miewałem koszmary, aż pewnego dnia obudziłem się i poczułem, że nie jestem sobą. Do mojego pokoju weszła ta dziewczynka i ostatnie, co pamiętam, to jej czerwone oczy. Potem była już tylko ciemność. – Przy końcówce monologu, głos lekko mu zadrżał.
- Opętała cię. Siedział w tobie Lestat, jej pierworodny syn. Nie wiem, jakim cudem, ale pokonałeś go i użyłeś ostatecznej magii, poświęcenia. To zakazana technika, lecz mój ojciec miał się tym zająć, abyś nie poniósł konsekwencji i powiadomić mnie o wynikach pertraktacji. – Chłodne spojrzenie lustrowało kruchą sylwetkę białowłosego, który usiadł powoli na sofie, wciąż trzymając jego rękę.
- U... Usłyszałem czyjś głos i przytrzymałem się go, jak ostatniej deski ratunku, a potem... – Mocno czerwone lica, niczym jarzeniówki, zaświeciły jaskrawym światłem. – Ta propozycja, a raczej groźba.
Misaki prychnął i wyrwał się z uścisku jednym szarpnięciem. Jego oczy mieniły się na bordowo już od dłuższej chwili.
- Chciałbyś, żeby to stało się prawdą? Niedoczekanie! – Zakpił.
Tenshi gwałtownie wstał i zacisnąwszy pięści, zmrużył oczy.
- Nie mów tak! Od wieków się nienawidzimy. Czy nie możesz chociaż raz...?
- Nie! – wrzasnął. – Nie, bo takie jest moje przeznaczenie. Nie, bo nie jestem słaby. Nie, bo...
- To zrób to, po co tutaj wróciłeś! Skoro tak bardzo pragniesz mojej śmierci! – Krztusił się łzami. – To po co mnie ratowałeś?
- Chcesz wiedzieć, dlaczego? Powiem Ci. Otóż nie po to trudziłem się z przyjazdem, żeby cię tylko dobijać. Wolę poczekać aż odzyskasz trochę siły, aby w pełni napawać się zwycięstwem.
Opanowany głos i kipiąca, szczera prawda w tych słowach, spowodowała wstrzymanie oddechu u Tenshiego. Sparaliżowany, stał nieruchomo, nie wiedząc, co powiedzieć. Z czasem jego oczy napełniły się nowymi łzami, aż w końcu chłopiec cofnął się i wyminął Subaru. Mocne trzaśnięcie drzwiami oznaczało, że wybiegł z hotelu.
Kilka par oczu wpatrywało się z naganą i wściekłością na syna Piekieł, który wkładając ręce do kieszeni spodni, usiadł wygodnie w fotelu.
- Czego? – warknął na nich.
- Jesteś podły. – Keizo prawie wypluł te słowa.
- Ty z kolei miękki. W końcu masz miano jednego z pośrednich Diabłów, czyż nie? To do czegoś zobowiązuje. – zerknął na niego, wzdychając głośno.
- To wcale nie znaczy, że mam robić krzywdę osobie, którą kocham.
Subaru spojrzał na niego jak na kretyna, a później zaniósł się śmiechem.
- A to dobre! – Ocierał łzy rozbawienia. – Po pierwsze. Niszczyć to, na czym zależy innym, jest naszym zawodem i powołaniem. Kto tego nie przestrzega, kończy w mękach u mego ojca. Po drugie. To blondwłose mięso armatnie zupełnie mnie nie obchodzi. – Dodał wyzutym z uczuć, beznamiętnym tonem.
~o~
Tenshi
Wybiegłem, bo już nie miałem sił. Jakim cudem nienawiść może oślepić człowieka aż do tego stopnia? Co ja mu zrobiłem, żeby zasłużyć sobie na takie uczucie?
W oddali zauważyłem stary magazyn i zamkniętą furtkę, którą pokonałem z łatwością. Wyminąłem budynek i przedzierając między ścianą a metalową siatką, dostałem się na większą przestrzeń. Przede mną rozpostarł się widok jeziora Okutama, w którym odbijały się, ostatnie promienie słoneczne, począwszy od żółci, a na czerwieni skończywszy. Podszedłem bliżej barierki, od której odchodziła fioletowa farba i oparłem się o nią. Spojrzałem w dół. Moim oczom ukazała się bezbrzeżna woda i wał przeciwpowodziowy.
- A gdyby tak skoczyć? Nie dałbym mu satysfakcji, ale z pewnością byłoby mu lżej. – Wdrapałem się na piąte, z szczęściu przęseł. Wiatr tak przyjemnie mnie muskał, lecz zauważyłem, że z chwili na chwilę zaczyna się nasilać. W końcu nadchodził wieczór, więc i koniec. Mój koniec. Sporo w tym dramatyzmu i kiczu, ale ja naprawdę nie potrafię nic więcej zrobić. Jest tak, jak mówił Subaru. Nie mam siły.
- Chcesz wybrać się na tamten świat bez widzów?
***
Lucyfer opierał się o ścianę budynku i patrzył kpiąco na Tenshiego. Miał dosyć biadolenia i oskarżeń w swoją stronę. Nie obchodził g olos tego chłopaka, jeżeli nie wiązał się z wymierzeniem mu śmierci.
W hotelu Eiri nakrzyczał na niego. Powiedział, że blondynek jest bardzo wrażliwy. Z kolei przerażony Mizuki aż drżał z przejęcia. Przez te pięć lat, dokładnie poznał jedenastolatka i wiedział, jak mu zależało na odbudowaniu pokoju między nim, a Lucyferem. Teraz, po tak mocnych słowach, mógł się całkowicie załamać. Wcześniejsze zdarzenia, wyśmiewanie się z tego, że nie mówi, zaciążyły na psychice. Właśnie dlatego Misaki, dla świętego spokoju, poszedł sprawdzić, co się dzieje z granatowookim, aby odprowadzić go do domu i czekać na dogodny moment do ataku. Wyczuł moc Anioła i skierował swe kroki tam, gdzie wcześniej poniosły nogi Tenshiego. Zastał go, stojącego na barierce w towarzystwie białego gołębia. Od twarzy chłopca odbijały się promienie. Zefir rozwiewałjego włosy, a razem z nimi słone krople.
- Płaczek, jak zawsze. – Rzucił z przekąsem Subaru.
Tenshi podskoczył lekko, przestraszony obecnością inną, niż jego własna.
- Skąd wiedziałeś? – Zdziwił się.
- Kto wie, czy za rogiem nie stoją Anioł z Bogiem. – Zacytował słowa piosenki, sugestywnie wskazując palcem na gołębia, który spojrzał na niego, a po chwili, robiąc kółko nad postacią blondyna, poszybował w dal. – Schodź stamtąd.
- Kiedy ja nie chcę. Tu mi dobrze. – mruknął Aoi, pociągając nosem. – Chyba, że odpowiesz na moje pytanie.
Subaru obdarował Michaela zniesmaczonym wzrokiem i już miał mu dać negatywną odpowiedź, kiedy nadlatująca czapla niechcący uderzyła w Tenshiego. Blondyn zachwiał się niebezpiecznie i wychylił ponad normę. Stracił nagle równowagę i wypadł z krzykiem za barierkę, spadając głową w dół. Przymknął oczy ze strachu.
- To już koniec, naprawdę koniec. – Przemknęło mu przez myśl. – Ale... Ale ja nie chcę, nie! Subaru! – zawołał rozpaczliwie i w tym samym momencie poczuł szarpnięcie.
- Pomóż mi jakoś, do cholery! Od ostatniego spotkania trochę przytyłeś. – Stwierdził krytycznie Lucyfer, trzymając go za nogę i ciągnąć do góry.
- To raczej ty za mało jadłeś i nie ćwiczyłeś. – burknął wciąż wystraszony jedenastolatek.
- Uważaj, bo mogę cię puścić. – Na potwierdzenie tych słów, obniżył go o pięć centymetrów.
- Nie! Przepraszam!
Gdy po kilku męczących minutach udało im się stanąć na twardym podłożu, Tenshi oparł się plecami o zimną ścianę magazynu, oddychając ciężko. Misaki zerknął na jego podwiniętą do góry bluzę, której chłopiec nie raczył sobie poprawić. Wietrzysko było coraz chłodniejsze i wbijało ostre podmuchy w najdrobniejsze zakamarki ciała.
- Jesteś zimny. – warknął Subaru, dotykając płaskiego brzucha Aoiego. Czując pod palcami przeciwieństwo tego, co rozgrywało się wokół nich, mianowicie ciepło, przechylił głowę w bok, lustrując uważnie to dziwne zjawisko.
Akemi (15:34)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz