poniedziałek, 29 października 2012

14. Przestrzeń między magnesami.

23 stycznia 2011

Witam Elfiaczki ;) Znów spóźniona i znów chora... Czynniki, jakie do tego doprowadziły? 20. osobowa grupa zarażona grypą przez jedną taką smykowatą xD Oraz spanie przed cztery i pół godziny, przygotowując się do kolokwiów... Czad, normalnie xD Myślałam, że brat się śmiał, mówiąc, że przed sesją nie będę mieć życia... ale jednak miał rację --'

Odpowiedzi:

Fusia xD - Gabi im nie przerwał xD On poczekał, aż sobie chłopaki wszystko dokończą, a potem na nich napadł słownie xD Teppei to takie urocze dziecko... aż dziw mnie bierze, że potrafię je opisać... To znaczy - że nie nadaję mu cech dorosłego xD

Sonietta - Oj, też bym chciała, aby Bóg pozwolił im zatrzymać Teppeia... ale póki co, sama nie wiem, czy pójdzie tak gładko xD

Star 1012 - Gabi ma teraz same problemy. Raz nie wie, jak powiedzieć Michaelowi, że chce adoptować Teppeia, a dziś... A dziś odczuwa, co go czeka w przyszłości, kiedy Teppei będzie w wieku buntowniczym xD Misiek i Lu nie gorszą... oni poddają pomysły Astrotowi na to, jak może pomęczyć Gabiego, aby ten był niczym owieczka xD

Chikusho - Obiecuję, że w następnym tygodniu dodam Twój blog do moich linków i zacznę go czytać. ;P Cieszę się, że podobał Ci się one shot xD W niektórych momentach był pisany w bólach wenowych, pod koniec uległ przeróbce, ale jednak się spodobał, więc nie mogę powiedzieć niczego innego, jak DZIĘKUJĘ ;)

Maxiii - Ależ cesarz miał ochronę - przecież nie narażałby Faya na niebezpieczeństwo... To byli po prostu faceci w czerni - aby się nie odkryć, skutecznie się maskowali... na tyle dobrze, że nawet ja nie wiem, gdzie byli xDD

Serdecznie witam Lady of the Flowers (nie pamiętam, czy witałam ;P), Chikusho, Maxiii oraz Hoshizorę ;3

Zielona Strefa.

Kolokwia idę w tempie zawrotnym. Ogólnie zostało mi ich... 2/3. Raczej dwa, plus 2 egzaminy xD Damy radę, a jak! xD

Przepraszam za wszelkie błędy. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Ileż to razy opowieści, mity i legendy ciekawiły swą treścią – niezależnie od wieku. Nawet pod pozorną obojętnością kryje się pierwiastek dowiadywania się czegoś nowego. Ileż to jest osób, które twardo stoją przy swoich przekonaniach, iż jeżeli wielokrotne postanowienia, jakie wykształcili z sobie wiadomych przyczyn, nie osłabły z czasem, to znaczy, że muszą dalej tak myśleć. W końcu swe tezy wykłada się nie po to, aby zabłysnąć, lecz poczuć się panem własnego losu i, co najważniejsze, mieć jako jedyny takie zdanie. Jakimż blamażem, hańbą byłoby przyznać się, iż ufało się wypracowanym w dzieciństwie wyobrażeniom! A już bajki, czy ludowe opowiastki typu – robienie komuś zdjęć równa się zabieraniu mu części duszy uwiecznionej na kliszy – może wywoływać śmiech u elity znajomych, więc dodajemy wtedy, że przeczytaliśmy o tym w Internecie, przez co jesteśmy bezpieczni i nie narażeni na wytykanie palcami.
Jednak Lu nie mógł tak powiedzieć.
Po pierwsze – nie miał kiedy poserfować w odmętach wirtualności, będąc zajętym papierkową robotą. Po drugie – jego pobyt na ziemi poprzedzony był inspekcją w jego armii, a po trzecie i ostatnie... W każdej opowiastce jest ziarenko prawdy.
- Ta opowieść nie będzie długa, zapewniam. – rozpoczął Lu. – Z przekazów demonich wiadomo mi, że raz na jakiś czas rodzi się dziecko z większą, niż wszyscy, mocą. Każdy z ludzkiego gatunku dostaje dar w postaci duszy oraz cząstkę boską zaczerpniętą od Anioła Stróża. Jednak może się przytrafić i tak, że dodatkowo, odradzając się, czy też reinkarnując, pobiera duszę swego poprzednika, stając się mocniejszym od anioła opiekuńczego, prawda, Misiek?
Blondyn był mocno zdziwiony doskonałym poinformowaniem rudzielca, więc nie pozostało mu nic innego, jak przytaknięcie i poprawienie się na jego kolanach, aby lepiej obserwować skupiającą się głównie na nim twarz.
- Subaru miał to szczęście, że ktoś wybrał go sobie na kontener, a tą osobą był zrodzony z ludzkiej kobiety i naszego diabła, pół demon, który nienawidził się za to, że jest mieszańcem. Im dłużej żył, tym jego niechęć stawała się większa, a dusza odrywała się od ciała, aż wreszcie chłopak zmarł, lecz ostatnia wola jaką rzucił, mianowicie zniszczenie, zepsucie, wykorzystanie i skrzywdzenie choć jednego, najbardziej niewinnego osobnika, poszła w eter, spoczywając na barkach nowo narodzonego Subaru. W porę wykryłem, co się dzieje, więc przybyłem na ziemię, chcąc temu jakoś zaradzić. Wpadł mi do głowy plan uśpienia malca, jednak miałem trochę czasu nim dzieciak zacząłby wcielać zemstę w życie, toteż odczekałem sześć lat. Później zacząłem go uważnie obserwować i małymi kroczkami przygotowywać na śpiączkę, gdyż aby mogła zadziałać, trzeba naznaczać daną osobę zaklęciami. Gdybym od razu rzucił na niego serię magiczną, on automatycznie wszystko by wyeliminował, jednocześnie zabezpieczając się przed podobnym zabiegiem. Kiedy wreszcie doszło do długotrwałego snu, pokazałem w nim nasze bardzo stare relacje, ubarwiając je nieco. Przez ten czas dobra dusza Subaru pożarła tą drugą, zaczynając kochać Tenshiego, więc po przebudzeniu jego odczucia były zupełnie inne, niż na początku. A potem chciałem sobie odbić lata spędzone na Ziemi i podtrzymywania chłopaka we śnie, więc podglądałem jego harce z Tenshim i wtedy zjawił się ten świętoszek, który zabronił mi dalszego obserwowania mile zapowiadającego się wydarzenia. – zakończył, patrząc złośliwie na Michaela.
- I dobrze zrobiłem, zboczeńcu. Tylko jedno ci w głowie. Jednak twe zachowanie wynagradza fakt, że chciałeś dobrze i... co ty... Gdzie pchasz te ręce? – wrzasnął oburzony morskooki, odskakując od Lucyfera.
- Jesteś tak seksowny, gdy się złościsz, że nie sposób oprzeć się pragnieniu, aby sprawdzić, czy wszystkie twe części ciała tak gwałtownie się unoszą. – zaśmiał się jednym kącikiem ust.
- Lu! Tu jest dziecko!
- Przecież chodziło mi o ręce wzniesione w geście podenerwowania, eh. – piwnooki machnął ręką, patrząc na wszystkich zrezygnowanym spojrzeniem. – Żadnego pożytku i wdzięczności, naprawdę. – udał oburzenie. – Nawet nie wywiązujecie się z obietnic. – niby przypadkiem prześliznął wzrokiem po postaci Michaela, który mruknął coś o karaniu go za jego dobroć.
Chłopak pochylił się nad Księciem, przywierając na dłuższą chwilę do ust rudzielca, aby ten nie miał zarzutów, iż blondyn chce go zbyć.
- Wystarczy ci. – upomniał go wzrokiem, zerkając na Teppeia. – A teraz dajcie mi coś do jedzenia, bo jestem strasznie głodny. Jakąż ja mam ochotę na chleb. – westchnął, rozmarzony, nie zauważając zszokowanych min swych podopiecznych aniołów.
Gabriel chrząknął znacząco, podejmując się odpowiedzialności wcześniejszych słów archanioła.
- Chleb? Przecież my pożywiamy się mlekiem i słońcem, a konkretnie jego promieniami.
- Wiem, ale w końcu znamy powiedzenie „biedroneczko leń do Nieba, przynieś mi kawałek chleba”. – zachichotał morskooki, trzymając się za brzuch, gdy przypomniał mu o jego głodzie. – Poza tym, czasami nam wolno. – pobladł delikatnie, gdy zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos.
- W szczególnych wypadkach. – Gabriel, jak przystało na anioła, który zawsze dopowiada wyjaśnienia, jakich nie znają osoby niewtajemniczone, teraz żałował, że ma właśnie taką naturę. Jednak jego inną cechą była szybka zdolność zripostowania oraz wymyślenia białego kłamstwa. – Jeżeli nie mamy dostarczonego któregoś z pierwiastków, jakie wymieniłem, zamieniamy go chlebem.
Pomimo bezbłędnie przeprowadzonej spostrzegawczości, Lu coraz bardziej węszył podstęp. Postanowił ostrożnie obserwować swych gości, lecz póki co musiał zaspokoić potrzeby Michaela, więc połączył się myślami z najbliższym żołnierzem.
Po chwili do pomieszczenia wszedł znajomy chłopak, na widok którego Lu niemal od razu się rozpogodził.
- Danielu, przygotuj kilka kanapek z sałatą i pomidorem, lecz bez masła, dobrze? Obawiam się, że ten produkt wytworzony jest przez ludzi, a warzywa pochodzą z natury, dlatego anioły będą mogły je zjeść.
- Dobrze, panie. – ukłonił się. Nim wyszedł, wręczył Teppeiowi tabliczkę czekolady. – To od twojego kolegi, w podzięce za zmartwienie, kiedy wypadł za mur. – puścił mu oczko.
Astrot klęknął przed chłopcem, dźgając go przyjacielsko w żebra.
- Ładne rzeczy. Mój przyszły syn jest zdobywcą męskich serc.
- As! – białowłosy wzniósł palec do góry, zaciskając usta w wąską linię.  – To, że my jesteśmy niereformowalni nie znaczy, że i Teppei pójdzie w nasze ślady. Może akurat spodoba mu się jakaś dziewczyna? – czasami miał wrażenie, że diabły najchętniej łączyłyby się w pary męsko – męskie, pomimo większej liczby kobiet, niż posiadało Niebo, przez co anioły zmuszone były wiązać się z ziemskimi przedstawicielkami płci pięknej.
Chłopczyk spąsowiał, kręcąc nóżką w dywanie. Wyraźnie coś leżało mu na serduszku.
- Tatusiu... A ta moja przyszła żona nie obrazi się, że kilka razy całowałem się z Ismaelem? – wykrztusił z trudem, wysyłając Gabrielowi niepewne i  przepraszające spojrzenie, jakoby zawiódł anioła.
- Ależ nie musisz jej o tym mówić! – zapewnił szybko białowłosy, zaraz jednak przykładając rękę do ust. Nie reagując na tłumione chichoty diabłów, kaszlnął cicho, opierając się o biurko. – To znaczy... Żonę znajdziesz dopiero za kilka lat, więc o tym całusie zdążysz zapomnieć.
Broda Teppeia zadrgała lekko, a chłopiec posmutniał.
- Kiedy ja nie chcę! – tupnął nóżką, po czym wybiegł z pokoju.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, a potem ma oszołomionego Gabriela, który mrugał przez dłuższą chwilę.
- To ja... Wyjdę za nim. – ruszył w kierunku drzwi, jednak powstrzymał go uścisk na nadgarstku, uniemożliwiający jakikolwiek krok. Gdy obce palce splotły się z jego własnymi, już miał pewność, kim jest ta osoba. – Dziękuję, As.
Gdy wychodzili, zauważyli idącego z naprzeciwka Daniela. Przytrzymali mu drzwi i kiedy chłopak znalazł się bezpiecznie w środku, pobiegli śladami przyszłego syna.
Tymczasem żołnierz postawił niewielki stos kanapek na dębowym stoliku, zdejmując z tacy talerz z owymi przysmakami oraz trzy szklanki mleka.
- Chyba ktoś będzie musiał dodatkowo wypić to świństwo. – Lu wyraźnie się skrzywił na widok białej substancji. Diabły nigdy nie przepadały za nabiałem. Zdecydowanie preferowały trunki wysokoprocentowe lub w najgorszym wypadku sok.
- Ja z wielką chęcią. – wybełkotał Michael pomiędzy gryzieniem chleba a popiciem go mlekiem. Trzeba przyznać, że miał wilczy apetyt, bo w ciągu zaledwie dwóch minut pochłonął trzy kromki i zabierał się za następną. – Jakie to pyszne! – umazał palce pomidorami, z czego zaraz skorzystał Lu, oblizując mu je dokładnie.
Przez to Michael coraz wolniej przeżuwał jedzenie, nie spuszczając wzroku z piwnookiego. Przełknął wszystko i niespodziewanie dla własnego dawnego „ja” oraz wszystkich obecnych, wpił się w usta Księcia. Obszedł stół, siadając na jego kolanach i zarzucając ręce na szyję rudzielca, ponownie przylgnął do lekko otwartych w zdziwieniu warg.
Rafael drgnął, jednak nie okazał po sobie żadnych emocji. Połączył się telepatycznie z Gabrielem, przekazując mu informację odnośnie zaistniałej sytuacji.
- Gabi... To już drugi stopień. Teraz się zacznie.
Akemi (21:38)

2 komentarze:

  1. Hej,
    oh to już srugi stopień, ja ce takiego Teooeia,msłodki, uroczy maluszek... bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastycznie, och to już drugi stopień, ja chcę takiego Teopeia, mmm słodki, uroczy maluszek... bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń