piątek, 5 października 2012

13. Jak pies z kotem.

28 grudnia 2009

Witam ponownie, moje Elfiątka! Jak Wam minęły Święta? Ja dorobiłam się pluszowej sowy "Hedwigi" (xD) oraz szalika o kolorze... Gryffindorowatym xD Czy i Wy dostaliście coś, co Was rozbawiło lub wzruszyło? ;)

Zapraszam do czytania i dziękuję za komentarze ;3

Notkę dedykuję Grelci - Uszka do góry, Tasio, Yasio i Skrzat nie pozwolą Ci na smutek! ;3

Veguś - Właśnie dziś miałam pozbyć się kodu. xD

 

Tenshi wyrwał czapkę spod buta najstarszego chłopca i przycisnął ją do piersi.
- Ej, Ayase. Patrz, jaki on jest głupi. – zaśmiał się jeden z trójki oprawców.
Nastolatek wymieniony z imienia prychnął lekceważąco. Śnieg w ręce zaczynał mu się powoli topić, a jego ofiara była tak blisko! Pociągnął blondynka za kaptur i wrzucił zimną breję pod jego bluzę. Chłopczyk zakwilił cicho i spuścił główkę.
Tymczasem Subaru uderzył z impetem w twarz lidera, który zachwiał się. W miejscu, gdzie przed chwilą była pięść czarnookiego, powstał purpurowy ślad.
Pomocnik Ayase wykręcił do tyłu ręce jedenastolatka, ściskając je boleśnie. Misaki wierzgnął nogami, co nie przyniosło skutku. Został unieruchomiony i jedyne, co mu pozostało, to kopanie przeciwników lub wyzywanie ich. Czerwony z wściekłości Ayase, zmierzywszy go morderczym spojrzeniem, wymierzył mu cios w brzuch.
Nagle wszyscy usłyszeli cichy odgłos uderzanych o śnieg, pięści. Odwrócili się i ujrzeli siedzącego na puchu, blondynka. Z nosa kapała mu krew, a on zaczął panikować.
Subaru zebrał siły i odchylając mocno głowę w tył, prawdopodobnie złamał nos chłopcu, który go trzymał, a teraz zwolnił uścisk. Jedenastolatek korzystając ze sposobności, odbiegł od trójki napastników i ruszył biegiem w kierunku kolegi.
- Tenshi, spokojnie. – płytki oddech dziecka wzbudzał drżenie rąk u Misakiego. – To tyko krew. Zaraz przestanie lecieć. – wyjął chusteczkę i przytykając ją do nosa sześciolatka, kazał mu ją trzymać. – W żadnym wypadku nie odchylaj głowy do tyłu! Pamiętaj! – Na kark oraz nas przyłożył mu odrobinę śniegu, zawiniętego w rękawiczkę. Następnie, pozbywszy się skrzepów, nakazał mu ścisnąć opuszkami palców oba nozdrza i trzymać je tak przez pięć, góra dziesięć minut. – Nie! – krzyknął, widząc, iż maluch chce wydmuchać nos.
Tenshi drżał. Czuł się bezradny i kręciło mu się w głowie. Jeżeli można do czegoś przyrównać emocje, jakie nim targały, to byłby to moment polewania wodą włosów podczas mycia, gdy nie zatkamy sobie nosa lub uszu. Blondynek trząsł się i łapczywie nabierał powietrze. Nie był jeszcze w takiej sytuacji, więc ją lekko wyolbrzymiał. W dodatku Subaru, który teraz mu pomagał, wcześniej nie zrobił nic, by przeszkodzić tamtej trójce. Aoi odsunął się od niego. Zdziwiony jedenastolatek popatrzył w granatowe tęczówki i dostrzegł w nich niepokój i żal.
- Ten... – Poczuł ból w tylnej części czaszki i upadł z jękiem.
Ayase trzymał w ręce lód, na którym Tenshi z przerażeniem ujrzał czerwone krople.
- Kto ci powiedział, że z tobą skończyliśmy? – zawarczał chłopak.
Aoi rozejrzał się rozpaczliwie dookoła. Ujrzał oddalającą się postać jakiejś kobiety. Ale jak ją zawołać? Tak dawno nie używał strun głosowych, że nie potrafił wydobyć z nich głosu. Otworzył usta, lecz wydobyło się z nich jedynie westchnięcie.
Tymczasem lider rozpiął kurtkę bruneta i włożył pod nią zamarznięty śnieg.
- E... Szefie? Nie przesadzasz? Mieliśmy podręczyć tylko tego małego. – Dwójka z bandy nastolatka wymieniła między sobą niepewne spojrzenia.
- Nagle was sumienie ruszyło? Jak słodko. – Subaru drżał z zimna, jednak ciętej uwagi nie mógł sobie odmówić.
- Przymknij się, szczeniaku. – Ayase podniósł pięść, aby go uderzyć. W jego oczach tańczyły niebezpieczne iskry.
- POMOCY! – Krew w żyłach lidera zamarła na chwilę. Pełen niemocy, słaby i skrzekliwy jęk odwrócił jego uwagę od Misakiego. – Pomocy! – Powtórzył Tenshi, ale już nieco ciszej z powodu łez i guli w gardle. Miał już tego dosyć. Nie mógł patrzeć, jak ktoś robi krzywdę jego koledze. Z ulgą dostrzegł, jak nieznajoma odwraca się, a po chwili biegnie w ich stronę, w dodatku z dwiema innymi kobietami.
Trzech chłopców drgnęło znacząco, więc blondynek przestraszył się, że uciekając, zapamiętają sobie, co zrobił, że im przeszkodził, a potem zemszczą się na nim.
- Hola, Hola! Dokąd to, moi drodzy? – Chłopczyk rozpoznał jedną z nich. Była to nauczycielka Keizo. Ta, która przyłapała go w dwuznacznej sytuacji.
- Właśnie! Ayase, Kanori, Seiki, co to ma znaczyć? – Dwie kobiety stanęły przed wymienionymi uczniami.
- M-mamo. – jęknął lider.
- Pogadamy w domu! – Rudowłosa szarpnęła go za rękaw kurtki. Druga z kolei złapała pozostałych za uszy.
- Boli. – pisnęli jednocześnie.
- W porównaniu z tym, co czeka was w domu, to przedsionek piekła. – Spojrzała troskliwie na otrzepującego się ze śniegu, Subaru. – Nic ci się nie stało?
Uśmiechnął się do niej lekko i pokręcił przecząco głową.
- Dziękuję za pomoc. Trochę mi zimno, ale to nie ich wina, że hormony im buzują, prawda? – Zamrugał uroczo.
Kobieta westchnęła, urzeczona słodyczą nastolatka.
- Przemokłeś, biedaku. Aż kapie z ciebie woda. Może wejdziesz z kolegą do mnie na gorącą czekoladę?
- Nie dziękuję. Pewnie rodzicie już się o nas martwią, ale to miło z pani strony.
Zachwycona uprzejmością Subaru, spojrzała z mordem w oczach na swoich synów.
- Już ja wam dam! – wrzasnęła i razem z matką Ayase poszły w kierunku drogi. Gdy najstarszy chłopiec odwrócił się, ujrzał czerwone tęczówki u jedenastolatka. Otworzył szeroko oczy i zamrugał kilkakrotnie.
- Czarne. – mruknął. – Pewnie mi się wydawało.
Jeden kącik ust powędrował wyżej, a twarz bruneta przybrała wyraz diaboliczności.
- Na pewno wszystko z wami w porządku? – Dopiero teraz nauczycielka zdołała dojść do głosu.
- Na sto procent. Obiecuję, że gdy zjawimy się domu, to Keizo od razu do pani zadzwoni. – Dodał, widząc, że kobieta się waha.
- Dobrze, ale macie iść prosto do domu. – Zażądała.
Skinęli głową. Gdy odeszła, Subaru zerknął na blondynka.
- Czemu broniłeś tej czapki, jak lwica swego potomstwa?
- Bo... – Zarumienił się uroczo. – Dostałem ją od mamy.
***
Już od pięciu minut między chłopcami panowała niezręczna cisza, którą zechciał zmącić Subaru.
- Nagadałeś się już? Dwa zdania na dzień wystarczą? – prychnął. Doskonale wiedział, że sześciolatek umie mówić, tylko gra z siebie ofiarę, jest słaby.
Chłopczyk zakaszlał po raz n-ty.
- Zimno. – Pociągnął noskiem.
Misaki zmarszczył brwi.
- Kurcze... Jeżeli zaraz nie dostanie czegoś gorącego do picia, to nabawi się zapalenia płuc. – Kalkulował w myślach. – Mogłem się zgodzić na tą przeklętą czekoladę.
- Em... Subaru? – Ciemne oczy spotkały się z czernią. – Czemu mnie broniłeś?
Jedenastolatek skrzywił się.
- Każdy by tak zrobił. – Zbył go standardową odpowiedzią.
- Aha. – Dziecinne rozumowanie rozbawiło bruneta. – Ale wcześniej się przyglądałeś.
Już i tak ciemne tęczówki, nabrały mroczniejszego koloru.
- Co za dzieciak. – mruknął. – Bo mnie wnerwiasz i chciałem ci dać nauczkę.
- Jesteś na mnie zły? – Subaru aż przystanął.
- Nie widać? Takie beksy jak ty, tylko wpędzają się w kłopoty.
- Ja kochałem mamusię. Płakałem po jej odejściu do Aniołków, a ty, po swoim tatusiu nawet się nie zasmuciłeś. Jesteś niedobry!
Złość spotęgowała się z ciele chłopca.
- Co ty możesz wiedzieć! – krzyknął na niego. Tenshi przestraszył się przez to i upadł na chodnik. – Popłacz się! – Broda blondynka drżała, na co Misaki pokręcił głową, zniesmaczony tym widokiem. – Siedź tu sam, ja idę. – Machnął ręką. Po  chwili jednak zatrzymał się, usłyszawszy niesłychanie wilgotny kaszel malucha. – Tenshi, tylko mi tu nie umieraj. – Podszedł szybko do granatowookiego. Zauważył, że chłopiec zaciska mocno piąstkę. – Co tam masz?
- Nic. – cofnął się od niego.
Jedenastolatek nie miał większych problemów z predyspozycjami siłowymi, więc już po chwili widniała przed nim otwarta dłoń.
- Krew? – Źrenice rozszerzyły się nieco. Popatrzył uważnie na bladą twarzyczkę kolegi, sine usta i... – Głupku! Mokrą czapkę założyłeś? Życie ci niemiłe?
- Tobie z nosa czarna leci. – Misaki drgnął na te słowa. Przystawił dwa palce do wargi i po chwili spojrzał na nie. Blondyn miał rację, ale jak...? – Pobiegnę po pomoc! – zaofiarował się Aoi, lecz niestety po dziesięciu krokach wyrżnął jak długi.
Z naprzeciwka jechał jakiś rowerzysta, który niebezpiecznie się zataczał. Tenshi nie widział drogi ucieczki, więc zamknął oczy, zastawiając rękami głowę.
- Jak jedziesz! Kto co dał kartę rowerową? – Sześciolatek niepewnie wyjrzał zza firanki rzęs. Dostrzegł stojącego przed nim Subaru, który z całych sił napierał na składak, uniemożliwiając dalszą jazdę mężczyźnie, który na szczęście nie prowadził zbyt szybko. Chłopczyk odetchnął.
- Znowu mnie uratowałeś. – Otrzepał się ze śniegu i chwycił dłoń Misakiego. – Chodźmy do domu.
- Jesteś obrzydliwie miły. – mruknął brunet.
Tamten roześmiał się, pokazując światu uroczy uśmiech oraz dołeczki po bokach ust.
- Wesołych Świąt! – krzyknął za mężczyzną, na co rowerzysta zatrzymał się.
- Chociaż jedno wyrozumiałe. A może poszedłbyś z wujciem? – Między wyszczerzonymi zębami można było dostrzec dziury po próchnicy i resztki jakiegoś jedzenia.
Wystarczyło jedno spojrzenie Subaru, a pijaczek znalazł się siedemdziesiąt metrów od nich.
- Dziwny pan. – zachichotał maluch.
Misaki zakrył dłonią twarz.
- Za jakie grzechy? – Spostrzegawczy przechodzień dostrzegłby pomiędzy palcami delikatny uśmiech. – Idziemy, śnieżynko.
Akemi (14:38)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz