28 grudnia 2009
Witam ponownie, moje Elfiątka! Jak Wam minęły Święta? Ja dorobiłam się pluszowej sowy "Hedwigi" (xD) oraz szalika o kolorze... Gryffindorowatym xD Czy i Wy dostaliście coś, co Was rozbawiło lub wzruszyło? ;)
Zapraszam do czytania i dziękuję za komentarze ;3
Notkę dedykuję Grelci - Uszka do góry, Tasio, Yasio i Skrzat nie pozwolą Ci na smutek! ;3
Veguś - Właśnie dziś miałam pozbyć się kodu. xD
Tenshi wyrwał czapkę spod buta najstarszego chłopca i przycisnął ją do piersi.
- Ej, Ayase. Patrz, jaki on jest głupi. – zaśmiał się jeden z trójki oprawców.
Nastolatek
wymieniony z imienia prychnął lekceważąco. Śnieg w ręce zaczynał mu się
powoli topić, a jego ofiara była tak blisko! Pociągnął blondynka za
kaptur i wrzucił zimną breję pod jego bluzę. Chłopczyk zakwilił cicho i
spuścił główkę.
Tymczasem
Subaru uderzył z impetem w twarz lidera, który zachwiał się. W miejscu,
gdzie przed chwilą była pięść czarnookiego, powstał purpurowy ślad.
Pomocnik
Ayase wykręcił do tyłu ręce jedenastolatka, ściskając je boleśnie.
Misaki wierzgnął nogami, co nie przyniosło skutku. Został unieruchomiony
i jedyne, co mu pozostało, to kopanie przeciwników lub wyzywanie ich.
Czerwony z wściekłości Ayase, zmierzywszy go morderczym spojrzeniem,
wymierzył mu cios w brzuch.
Nagle
wszyscy usłyszeli cichy odgłos uderzanych o śnieg, pięści. Odwrócili
się i ujrzeli siedzącego na puchu, blondynka. Z nosa kapała mu krew, a
on zaczął panikować.
Subaru
zebrał siły i odchylając mocno głowę w tył, prawdopodobnie złamał nos
chłopcu, który go trzymał, a teraz zwolnił uścisk. Jedenastolatek
korzystając ze sposobności, odbiegł od trójki napastników i ruszył
biegiem w kierunku kolegi.
-
Tenshi, spokojnie. – płytki oddech dziecka wzbudzał drżenie rąk u
Misakiego. – To tyko krew. Zaraz przestanie lecieć. – wyjął chusteczkę i
przytykając ją do nosa sześciolatka, kazał mu ją trzymać. – W żadnym
wypadku nie odchylaj głowy do tyłu! Pamiętaj! – Na kark oraz nas
przyłożył mu odrobinę śniegu, zawiniętego w rękawiczkę. Następnie,
pozbywszy się skrzepów, nakazał mu ścisnąć opuszkami palców oba nozdrza i
trzymać je tak przez pięć, góra dziesięć minut. – Nie! – krzyknął,
widząc, iż maluch chce wydmuchać nos.
Tenshi
drżał. Czuł się bezradny i kręciło mu się w głowie. Jeżeli można do
czegoś przyrównać emocje, jakie nim targały, to byłby to moment
polewania wodą włosów podczas mycia, gdy nie zatkamy sobie nosa lub
uszu. Blondynek trząsł się i łapczywie nabierał powietrze. Nie był
jeszcze w takiej sytuacji, więc ją lekko wyolbrzymiał. W dodatku Subaru,
który teraz mu pomagał, wcześniej nie zrobił nic, by przeszkodzić
tamtej trójce. Aoi odsunął się od niego. Zdziwiony jedenastolatek
popatrzył w granatowe tęczówki i dostrzegł w nich niepokój i żal.
- Ten... – Poczuł ból w tylnej części czaszki i upadł z jękiem.
Ayase trzymał w ręce lód, na którym Tenshi z przerażeniem ujrzał czerwone krople.
- Kto ci powiedział, że z tobą skończyliśmy? – zawarczał chłopak.
Aoi
rozejrzał się rozpaczliwie dookoła. Ujrzał oddalającą się postać
jakiejś kobiety. Ale jak ją zawołać? Tak dawno nie używał strun
głosowych, że nie potrafił wydobyć z nich głosu. Otworzył usta, lecz
wydobyło się z nich jedynie westchnięcie.
Tymczasem lider rozpiął kurtkę bruneta i włożył pod nią zamarznięty śnieg.
-
E... Szefie? Nie przesadzasz? Mieliśmy podręczyć tylko tego małego. –
Dwójka z bandy nastolatka wymieniła między sobą niepewne spojrzenia.
- Nagle was sumienie ruszyło? Jak słodko. – Subaru drżał z zimna, jednak ciętej uwagi nie mógł sobie odmówić.
- Przymknij się, szczeniaku. – Ayase podniósł pięść, aby go uderzyć. W jego oczach tańczyły niebezpieczne iskry.
-
POMOCY! – Krew w żyłach lidera zamarła na chwilę. Pełen niemocy, słaby i
skrzekliwy jęk odwrócił jego uwagę od Misakiego. – Pomocy! – Powtórzył
Tenshi, ale już nieco ciszej z powodu łez i guli w gardle. Miał już tego
dosyć. Nie mógł patrzeć, jak ktoś robi krzywdę jego koledze. Z ulgą
dostrzegł, jak nieznajoma odwraca się, a po chwili biegnie w ich stronę,
w dodatku z dwiema innymi kobietami.
Trzech
chłopców drgnęło znacząco, więc blondynek przestraszył się, że
uciekając, zapamiętają sobie, co zrobił, że im przeszkodził, a potem
zemszczą się na nim.
-
Hola, Hola! Dokąd to, moi drodzy? – Chłopczyk rozpoznał jedną z nich.
Była to nauczycielka Keizo. Ta, która przyłapała go w dwuznacznej
sytuacji.
- Właśnie! Ayase, Kanori, Seiki, co to ma znaczyć? – Dwie kobiety stanęły przed wymienionymi uczniami.
- M-mamo. – jęknął lider.
- Pogadamy w domu! – Rudowłosa szarpnęła go za rękaw kurtki. Druga z kolei złapała pozostałych za uszy.
- Boli. – pisnęli jednocześnie.
-
W porównaniu z tym, co czeka was w domu, to przedsionek piekła. –
Spojrzała troskliwie na otrzepującego się ze śniegu, Subaru. – Nic ci
się nie stało?
Uśmiechnął się do niej lekko i pokręcił przecząco głową.
- Dziękuję za pomoc. Trochę mi zimno, ale to nie ich wina, że hormony im buzują, prawda? – Zamrugał uroczo.
Kobieta westchnęła, urzeczona słodyczą nastolatka.
- Przemokłeś, biedaku. Aż kapie z ciebie woda. Może wejdziesz z kolegą do mnie na gorącą czekoladę?
- Nie dziękuję. Pewnie rodzicie już się o nas martwią, ale to miło z pani strony.
Zachwycona uprzejmością Subaru, spojrzała z mordem w oczach na swoich synów.
-
Już ja wam dam! – wrzasnęła i razem z matką Ayase poszły w kierunku
drogi. Gdy najstarszy chłopiec odwrócił się, ujrzał czerwone tęczówki u
jedenastolatka. Otworzył szeroko oczy i zamrugał kilkakrotnie.
- Czarne. – mruknął. – Pewnie mi się wydawało.
Jeden kącik ust powędrował wyżej, a twarz bruneta przybrała wyraz diaboliczności.
- Na pewno wszystko z wami w porządku? – Dopiero teraz nauczycielka zdołała dojść do głosu.
- Na sto procent. Obiecuję, że gdy zjawimy się domu, to Keizo od razu do pani zadzwoni. – Dodał, widząc, że kobieta się waha.
- Dobrze, ale macie iść prosto do domu. – Zażądała.
Skinęli głową. Gdy odeszła, Subaru zerknął na blondynka.
- Czemu broniłeś tej czapki, jak lwica swego potomstwa?
- Bo... – Zarumienił się uroczo. – Dostałem ją od mamy.
***
Już od pięciu minut między chłopcami panowała niezręczna cisza, którą zechciał zmącić Subaru.
-
Nagadałeś się już? Dwa zdania na dzień wystarczą? – prychnął. Doskonale
wiedział, że sześciolatek umie mówić, tylko gra z siebie ofiarę, jest
słaby.
Chłopczyk zakaszlał po raz n-ty.
- Zimno. – Pociągnął noskiem.
Misaki zmarszczył brwi.
- Kurcze... Jeżeli zaraz nie dostanie czegoś gorącego do picia, to nabawi się zapalenia płuc. – Kalkulował w myślach. – Mogłem się zgodzić na tą przeklętą czekoladę.
- Em... Subaru? – Ciemne oczy spotkały się z czernią. – Czemu mnie broniłeś?
Jedenastolatek skrzywił się.
- Każdy by tak zrobił. – Zbył go standardową odpowiedzią.
- Aha. – Dziecinne rozumowanie rozbawiło bruneta. – Ale wcześniej się przyglądałeś.
Już i tak ciemne tęczówki, nabrały mroczniejszego koloru.
- Co za dzieciak. – mruknął. – Bo mnie wnerwiasz i chciałem ci dać nauczkę.
- Jesteś na mnie zły? – Subaru aż przystanął.
- Nie widać? Takie beksy jak ty, tylko wpędzają się w kłopoty.
- Ja kochałem mamusię. Płakałem po jej odejściu do Aniołków, a ty, po swoim tatusiu nawet się nie zasmuciłeś. Jesteś niedobry!
Złość spotęgowała się z ciele chłopca.
- Co ty możesz wiedzieć! – krzyknął na niego. Tenshi przestraszył się przez to i upadł na chodnik. – Popłacz się! – Broda blondynka drżała, na co Misaki pokręcił głową, zniesmaczony tym widokiem. – Siedź tu sam, ja idę. – Machnął ręką. Po chwili
jednak zatrzymał się, usłyszawszy niesłychanie wilgotny kaszel malucha.
– Tenshi, tylko mi tu nie umieraj. – Podszedł szybko do
granatowookiego. Zauważył, że chłopiec zaciska mocno piąstkę. – Co tam
masz?
- Nic. – cofnął się od niego.
Jedenastolatek nie miał większych problemów z predyspozycjami siłowymi, więc już po chwili widniała przed nim otwarta dłoń.
-
Krew? – Źrenice rozszerzyły się nieco. Popatrzył uważnie na bladą
twarzyczkę kolegi, sine usta i... – Głupku! Mokrą czapkę założyłeś?
Życie ci niemiłe?
-
Tobie z nosa czarna leci. – Misaki drgnął na te słowa. Przystawił dwa
palce do wargi i po chwili spojrzał na nie. Blondyn miał rację, ale
jak...? – Pobiegnę po pomoc! – zaofiarował się Aoi, lecz niestety po
dziesięciu krokach wyrżnął jak długi.
Z
naprzeciwka jechał jakiś rowerzysta, który niebezpiecznie się zataczał.
Tenshi nie widział drogi ucieczki, więc zamknął oczy, zastawiając
rękami głowę.
-
Jak jedziesz! Kto co dał kartę rowerową? – Sześciolatek niepewnie
wyjrzał zza firanki rzęs. Dostrzegł stojącego przed nim Subaru, który z
całych sił napierał na składak, uniemożliwiając dalszą jazdę mężczyźnie,
który na szczęście nie prowadził zbyt szybko. Chłopczyk odetchnął.
- Znowu mnie uratowałeś. – Otrzepał się ze śniegu i chwycił dłoń Misakiego. – Chodźmy do domu.
- Jesteś obrzydliwie miły. – mruknął brunet.
Tamten roześmiał się, pokazując światu uroczy uśmiech oraz dołeczki po bokach ust.
- Wesołych Świąt! – krzyknął za mężczyzną, na co rowerzysta zatrzymał się.
-
Chociaż jedno wyrozumiałe. A może poszedłbyś z wujciem? – Między
wyszczerzonymi zębami można było dostrzec dziury po próchnicy i resztki
jakiegoś jedzenia.
Wystarczyło jedno spojrzenie Subaru, a pijaczek znalazł się siedemdziesiąt metrów od nich.
- Dziwny pan. – zachichotał maluch.
Misaki zakrył dłonią twarz.
- Za jakie grzechy? – Spostrzegawczy przechodzień dostrzegłby pomiędzy palcami delikatny uśmiech. – Idziemy, śnieżynko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz