07 grudnia 2009
Cukiereczki kochane! Witam Was po długiej przerwie. Maturki poszły nawet dobrze, a wycieczka upłynęła w spokoju i nostalgii. W poprzedniej notce, którą dodałam wczoraj są życzenia dla Was xD Mam nadzieję, że się Wam spodobają. Dziękuję, że jesteście już ze mną prawie ten rok... dlatego z tej okazji dodam notkę extra ;) Notka z poniedziałku 21ego będzie siedemnastego (a bynajmniej postaram się), a w jej miejsce znajdzie się oneshot z... a nie powiem XD Historia powoli się tworzy. To chyba tyle... (grypa mnie łapie O_o)
Notkę dedykuję Veg - abyś miała dostęp do Internetu i szybko do nas wracała ;3
Maiyu
Przymrużyłem
oczy i przyjrzałem mu się uważnie. Coś mi nie pasowało. Jakoś tak...
Miałem za dużą możliwość do pchnięć. Było stanowczo za wilgotno. Może to
przez wodę?
Jednak
gdy znów się poruszyłem, brunet wierzgnął i boleśnie zacisnął mięśnie.
Kątem oka dostrzegłem ciemną smugę spływającą do kanalizacji.
- Mówiłeś, że już to robiłeś. – zdumiałem się, a on łkając, wtulił mi się w ramię.
-
A co miałem powiedzieć? Uznałbyś mnie za mięczaka, za głupiutkie
dziecko, które umie tylko pyskować. – uśmiechnąłem się na ostatnią część
opisu. Po chwili prychnąłem cicho i ucałowałem go we włosy.
-
Raczej byłbym dumny z tego, że mogę być twoim pierwszym, szczególnie,
że mam doświadczenie w tym sprawach. Co ty sobie myślałeś? Że się nie
domyślę? – odchylił głowę do tyłu i spojrzał, nie rozumiejąc, więc
wskazałem mu krew. – To tak zawsze? – rozbrajał mnie.
-
No pewnie. Wiesz, nie byłem stuprocentowo przekonany, czy aby na pewno
miałeś już swój pierwszy raz, więc trochę cię sprowokowałem, bo
widzisz... Przygotowałem cię dosyć dobrze, starając się, aby nie zranić
delikatnych mięśni. Nie wszedłem w ciebie brutalnie, ani gwałtownie,
dlatego wiadomym było, iż nie przeżyłeś bliższego stosunku. Skoro
rozciąganie było w porządku, to została mi tylko ta jedna możliwość.
Mianowicie, nie miałeś styczności z penetracją, a wrażliwe mięśnie
nadwyrężyły się, powodując krwawienie, szczególnie objawiające się za
pierwszym razem. No chyba, że moje cudo ma aż tak duże gabaryty. –
chłopak parsknął w politowaniem. – Co ty robiłeś na biologii?
-
Nie interesowałem się takimi sprawami, zboczeńcu. – starał się zachować
resztki dumy i honoru. Nagle zaczerwienił się i zerkał nerwowo to na
mnie, to na ścianę. – A ten... Opowiedziałbyś mi coś więcej?
Miauknąłem prosząco i delikatnie poruszyłem się w nim, przy okazji z ulgą stwierdzając, że nie stawia oporów.
- Teraz? Miej litość nade mną i wyposzczonym boa. – Keizo zaśmiał się cynicznie.
- Taa, chyba jaszczurką bez ogona. – nakierowałem zimną wodę na jego członek, przez co chłopak warknął nieprzyjemnie.
Wyregulowałem
temperaturę i ostrożnie zmyłem z nas jego krew. Obejmując go jedną
ręką, drugą zajmowałem się dopieszczeniem spragnionego dotyku ciałka,
pocierając kciuk o koniuszek męskości. Brunet przygryzł wargę i oplótł
moją szyję, całując mnie zachłannie.
Na
początku poruszałem się w miarę szybko, jednak wyczuwałem doskonale,
kiedy jest bliski spełnienia i moje biodra zwalniały. Za trzecim razem
usłyszałem rozdrażnienie w jego głosie.
- Daj mi żyć! Umieram. Jestem na granicy obłędu. Mam cię błagać? – oj, uważaj na to, co mówisz.
- Ciekawa propozycja. – byłem pewien, że co, jak co, ale do tego się nie posunie.
- Mai... Błagam, do cholery, bo ci tu zejdę i będziesz zmuszony ruchać umarlaka! – wyjęczał, łkając spazmatycznie.
Albo
postradał rozum, albo faktycznie bardzo go wymęczyłem. Ustawiłem się
mocniej na nogach i puszczając pulsującą erekcję, chwyciłem jego biodra,
mocno na niego napierając. Wystarczyło kilka pchnięć, by poczerniało mi
przed oczyma. Na nic zdał się pewny rozkrok. Gdy tylko doszedłem,
upadłem z jękiem na kolana tuż przed stojącym na baczność członkiem.
Hormony jeszcze buzowały, więc niewiele się namyślając, po raz drugi w
tym dniu wziąłem go do ust. Nie wiem jakim cudem Keizo nie upadł, gdy go
puściłem. Być może był na to przygotowany?
-
Mój sługo, zrób mi dobrze. – zażądał władczo i wplatając palce w moje
włosy, nadawał wygodny dla niego rytm. Prawie, że zakrztusiłbym się jego
nasieniem, którego było o wiele więcej, niż poprzednio.
- Gdzie ty to trzymasz? – mruknąłem, zlizując resztki.
- W magazynie z napisem: „Otworzyć przed końcem przydatności.” – a to mały, wredny skubaniec.
- Ja przed tobą serce otwieram, duszę rozchylam...
- A ja nogi. – nie wytrzymałem i roześmiałem się, wtulając w jego ciepły brzuch.
- Jesteś kochany.
Cisza zakłócona tylko przed krople wody lejące się nam na głowy nierealnie mnie przerażała.
-
Kim ja dla ciebie jestem? – poważny ton, jaki był niemal namacalny w
wypowiedzi Dakoriego, zmusił mnie do uniesienia głowy tak, bym mógł się w
niego wpatrywać. Po chwili wstałem i uśmiechnąłem się zawadiacko. – Ej,
głupku, tylko nie mów, że dmuchaną lalą. – wygiął usta i naburmuszył
się.
-
Co do tej „dmuchanej”, to nie mam wątpliwości, ale czy koniecznie
„lala”? – myślałem głośno. Widząc płaczliwą minę, lecz oczy ciskające
gromy, przeczesałem palcami włosy i już zamierzałem odpowiedzieć, kiedy
coś wpadło mi do głowy. – Wiesz, co? Odpowiem ci na to pytanie później.
No nie smuć się, moja królewno. Nie będziesz żałował. – cmoknąłem go w
policzek. – Teraz chodź do łóżka, bo się przeziębisz.
Temperatura z zewnątrz zaczęła dominować. Keizo złapał mnie za nadgarstek i ziewnął.
- Boli mnie. – poskarżył się.
Podszedłem
do niego i wziąłem w ramiona. Był bardzo lekko i tak strasznie mocno
się rumienił! Byliśmy mokrzy, więc nieco się ślizgałem. W pewnym
momencie ręka zjechała mi pomiędzy jego pośladki, drażniąc czuły punkt.
Ponowiłem czynność, zauważając z zadowoleniem, że to bardzo go podnieca.
- Chyba naprawdę czyhasz na moją śmierć. – westchnął.
Jak na pierwszy raz chyba nieco nadszarpnąłem jego pokłady energii, w dodatku stracił ze mną niewinność.
- Niech będzie... – mruknąłem bardziej do siebie. –
Przy najbliższej okazji pozwalam ci być na górze. – w duchu śmiałem się
ze swej głupoty, a jego naiwności. Ostrożnie przeniosłem go na łóżko
znajdujące się w pokoju. Gdy pochyliłem się, żeby poprawić mu poduszkę,
on nagle otworzył przymknięte wcześniej oczy. Chwytając mnie mocno w
pasie, przewrócił na plecy i wpakował mi się na kolana. – Co w ciebie
wstąpiło, diable?
- Nic. Po prostu chcę zrealizować twoją obietnicę, bo później możesz się z niej wymigać. – mimo bólu dolnych partii, ta bestia poruszała się całkiem sprawnie.
Uniósł moje nogi do góry i z szatańskim zadowoleniem na twarzy, wszedł we mnie.
***
Keizo
Usłyszałem
przeraźliwy wrzask, jaki wydostał się z gardła Maiyu. Zamarłem. Pod
zaciśniętymi powiekami nagromadziły się łzy, które zaczęły spływać
obficie po jego policzkach.
Co zrobiłem nie tak? Starałem się był łagodny, choć trochę, włożyłem tam, gdzie trzeba, więc, o co chodzi?
- Boli. – wychrypiał przez zaciśnięte zęby.
W
końcu dotarło do mnie, co się stało. Przecież tuż przed tym... aktem
miłosnym, on mnie najpierw solidnie przygotowywał! Nawet dzięki temu
bolało jak sto diabli, a co dopiero bez?
- Przepraszam. – wydukałem tylko i spuściłem głowę.
***
Maiyu
Oż
choinka! Nigdy w życiu nie czułem takiego bólu, jak w tej chwili. Mimo
twardego charakteru, nie potrafiłem opanować łez. Nie wiem, czy chciał
się odegrać za to, co ja mu zrobiłem, czy też tak bardzo mnie chciał.
Dalsze rozmyślania przerwały mi dziwne uderzenia o klatkę piersiową. Niepewnie otworzyłem oczy i spojrzałem na mokry tors.
-
Prze... Przeprasz... Przepraszam. – Keizo łkał, lecz spod hebanowych
kłaczków nic nie widziałem. Odgarnąłem je i ujrzałem zaczerwienione
policzki, przestraszone oczy i mokrą od łez, twarz. – Nie chciałem. Tak
mało umiem, a chciałem szarżować. Ja... Już się odsuwam.
Chyba sobie kpisz! Tego by jeszcze brakowało!
-
Skoro i tak będę obolały, to może łaskawie dokończyłbyś to, co
zacząłeś? – przytrzymałem jego pośladki. – Masz pełne pole do popisu.
Pokaż, na co cię stać.
-
Al... Dobrze. – westchnął lekko. – Tylko powiedz mi, co mam robić. –
coraz mocniej upewniałem się w przekonaniu, że go kocham. Uśmiechnąłem
się pokrzepiająco i przekazałem, co ważniejsze informacje.
Keizo
zacisnął dłonie na mych biodrach, a ja oplotłem go kolanami. Zaczął we
mnie wchodzić. Najpierw powoli i ostrożnie, jakby próbując. Później
ruchy stały się szybsze, gwałtowniejsze, zaborcze. Z czasem
przekształciły się w momentami szarpany stosunek, spowodowany silnymi
dreszczami nadchodzącego spełnienia. Nawet nie musiał mnie dotykać, bym
doszedł. Samo ciepło i przyjemny zapach jego skóry podziałał na mnie,
jak afrodyzjak. Przez minutę nie ruszaliśmy się, by ochłonąć.
Poczułem nagle dziwny chłód na udach.
-
Kei, wybacz, ale muszę się umyć. – szepnąłem drżącym głosem, który
jakoś nie bardzo chciałem usłyszeć. Zacisnąłem mocniej mięśnie,
ówcześnie wypuszczając go z siebie. O ile to możliwe, pobiegłem do
łazienki i wgramoliłem się po prysznic. Wszystko bolało mnie już teraz.
Rano będzie sajgon.
Oparłem się o chłodne kafelki, a biała ciecz spłynęła po nich dosyć znacznie. Przymknąłem oczy.
Jeżeli się zorientuje, co jest raczej nieuniknione, to nie da mi spokoju przez najbliższe dni.
Odkręciłem ciepławą wodę, która studziła i zadziwiająco przyjemnie koiła ból.
-
Myślałem, że żałujesz, ale potem dotarło do mnie, jak wielkim jesteś
kłamczuszkiem. – usłyszałem ironiczny i ciut rozbawiony głos,
niebezpiecznie blisko ucha. Ciepłe powietrze połaskotało muszelkę, a
język pozwolił sobie na liźnięcie. Westchnąłem z jękiem. – Niedobry. –
mruknął. – Żeby tak brzydko okłamywać? – cmoknął. – Otwórz oczka,
proszę.
Uchyliłem je z ociąganiem.
-
A teraz popatrz tu i tu. – przeniosłem wzrok na zabarwioną czerwonym
kolorem jego męskość oraz ściankę kabiny i wodę spływającą po niej do
kanalizacji. – To raczej nie moje.
Przygryzłem wargę i spłonąłem.
-
To nic strasznego stracić niewinność z trzynastolatkiem. – zaśmiał się
perliście. – Ja jestem zaszczycony. – dodał dumnie i bardzo poważnie,
lecz zauważył mój niepewny wzrok. – Nie bój się. Nie powiem nikomu. –
mógłbym przysiądź, że powiedział to ze smutkiem i urazą.
Na moment ukryłem twarz w dłoniach, a potem roześmiałem się.
-
Ja mam ochotę wrzeszczeć o tym światu. – ta mała cholera potrafiła tak
szybko zmienić opanowanego siedemnastolatka w potulnego baranka!
Dojrzałem i to bardzo, a on przy mnie chyba też i to nie przez stosunek.
Oczy świeciły mu niewyobrażalną radością.
- Nie bój nic! Nie wejdę ci na głowę! To ty będziesz seme! – zapewniał z nadal dziecinną dla niego szczerością.
- Skąd wiedziałeś, o czym myślałem? – postanowiłem się z nim trochę podroczyć.
- Z ciebie czyta się, jak z otwartej księgi. – odparł, dumnie wypinając pierś.
- O, doprawdy? To pewnie wiesz, co teraz chcę zrobić? – pogładziłem jego podbrzusze.
- Nie! Ty chyba nie myślisz o...
- Nie myślę, ja to zrobię.
Sypialnia wiele widziała w całej swej kadencji, a przez nas, jeżeli tylko mogłaby, to zapewne by wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz